Planuję, by 10 października podesłać końcowe rozliczenia, co nie znaczy, że ostateczne, gdyż konto Fundacji jest stale otwarte.
Otrzymałem wpisy od Wojciecha Ratkowskiego i Zdzicha Wojtyło – dziękuję.
Wojciech Ratkowski jeden z najlepszych maratończyków na świecie w latach 80tych, mistrz Polski z 1984 roku, z czasem 2 godz.12 min.
http://zakonmaltanski.pl/ekstremalnie/2014/08/07/
ENG: translation Anna Meysztowicz
We are still waiting for all the pledged payments, at the same time I am happy to report that the Foundation’s account has been credited with a total of 176807 zł.
I plan to send you the final settlements on 10 October, which does not mean that this is the last call for payments, because the account is still open.
I have received two entries, one from Wojciech Ratkowski and one from Zdzichu Wojtyło.
Wojciech Ratkowski – one of the world’s best marathon runners of the 1980s, Polish champion of 1984, with a time of 2 h, 12 min. http://zakonmaltanski.pl/ekstremalnie/2014/08/07/
Gratuluję, podziwiam i zazdroszczę.
Bo co ja, maratończyk, którego wysiłek trwa niecałe trzy godziny mogę powiedzieć o Twoim wyczynie. Ironman po 10 tygodniach przygotowań! Naprawdę trudno sobie to wyobrazić. A trochę się znam na treningu. To, czego dokonałeś może dotyczyć tylko nielicznych osób, które jak nikt inny wierzą w to co robią i mają tzw. charakter. Bez tych cech nie byłoby takiego rezultatu. Tu zwyciężyła, moim zdaniem, przede wszystkim psychika sportowca. Tak często podkreśla się, że ta właśnie składowa jest być może najważniejsza dla zawodnika. Ciało można wytrenować, z psychiką trzeba się chyba urodzić. I Ty ten dar posiadasz. To dobrze wróży wszystkim innym Twoim przedsięwzięciom. Szkoda tylko, że jest was niewielu. I tu przestroga dla tych, którzy chcieliby być może Ciebie naśladować. W innych rzeczach tak, w ironmanie niekoniecznie. Tomek, życzę realizacji wszelkich zamierzeń, i być może znowu kiedyś spotkamy się na leśnych ścieżkach.
Pozdrawiam, Wojtek.
My congratulations, admiration and envy.
Because what can I, a marathon runner, whose efforts last less than three hours, say about your achievement. Ironman after 10 weeks’ preparation! This is truly difficult to imagine. And I know something about training. What you have done can only be achieved by few who, like no one else, believe in what they are doing and have character. Without these features there would be no such result. What won here, in my opinion, is above all the psyche of an athlete. It is often stressed that this component in particular is quite likely the most important for a competitor. The body can be trained but the psyche, you probably need to be born with. And you have this gift. This bodes well for all your future undertakings. It is just a shame that there are so few of you. And here is a warning for those who may want to follow in your footsteps. For other things yes, for Ironman not necessarily. Tomek, I sincerely hope that you may fulfil all your future plans and perhaps we will meet once again on the forest trails.
Sincerely, Wojtek
2. Zdzichu Wojtyło weteran polskiego triathlonu http://zakonmaltanski.pl/ekstremalnie/2014/07/
Zdzichu Wojtyło – veteran of the Polish triathlon http://zakonmaltanski.pl/ekstremalnie/2014/07/
Od 1994 roku aktywnie amatorsko uprawiam triathlon. Specjalizowałem się w przygotowaniach do dystansu długiego, który pierwszy i jak do dotąd jedyny raz ukończyłem w piątym roku przygotowań w 1999 r. w Roth (Niemcy) z czasem 11:04:28 godz. Podkreślam w piątym roku aktywnego treningu podjąłem wyzwanie na tym dystansie. Dlatego na tym tle rozpatruje wyczyn jakiego dokonał Tomek.
Od samego początku, kiedy Tomasz poprosił mnie o jakąkolwiek pomoc w realizacji Jego planu, którym była akcja charytatywna, z dużym niepokojem a nierzadko ze zwątpieniem obserwowałem początki przygotowań. Dynamizm postępów z upływem czasu zaczynał rozwiewać moje wątpliwości co do końcowego rezultatu. Zakład jaki przyjąłem dzień przed startem celował w możliwość ,,złamania” 13 godzin przez Tomka. Do tego ostatniego dnia przed startem upłynęły dwa i pół miesiące katorżniczych przygotowań. Mało kto zdaje sobie sprawę jak można pogodzić pracę , obowiązki rodzinne i wyczerpujący trening, któremu trzeba poświęcić od 2 do 6 godzin dziennie. I to co najgorsze, dla obserwatorów z zewnątrz, rodzin, a dla nas triathlonistów najcenniejsze to walka z bólem, znużeniem, apatią, zniechęceniem i w końcu ze zwątpieniem kiedy dochodzą kontuzje lub przetrenowanie. Zagrożenia są realne: kolizje i upadki na rowerze, skręcenia stawów i upadki na biegu w terenie, liczne zagrożenia na otwartym akwenie – zderzyłem się kiedyś z oponą dryfującą tuż pod powierzchnią wody a kolega zaplątał się w sieci kłusowników – strach może zdziałać wiele na środku akwenu, w końcu nieuchronne przeciążenia. .
Triathlon to styl życia, styl i sposób na życie, a Ironman to królewski dystans. Nic przed i po nie jest takie same. Zmienia wszystko w Tobie. Od ciała do głębi duszy. Uczy pokory, cierpliwości, stajesz się lepszy. W sposób fair-play walczysz o swoje miejsce w tej zdumiewającej grupie ludzi czerpiących radość z bezinteresownego wysiłku . Pomagasz innym. Po latach ustępujesz z tej drogi robiąc miejsce następnym. Przekazujesz wiedzę i motywujesz słabszych, dodajesz otuchy debiutantom, wspólnie z nimi po raz kolejny słuchasz szumu roweru, chrzęstu ścieżki, plusku wody – chcesz, by i oni to polubili.
Od startu do mety przeniesie Cię moc i siła z przebytych kilometrów na treningu.
W dniu poprzedzającym start czujesz napięcie i niepokój. Każdy drobny szczegół może wykluczyć Cię w dążeniu do celu. Włączona klimatyzacja w aucie, drobna infekcja, błahe potknięcie to potencjalne zagrożenia. Startowa forma sportowa to stan nierównowagi organizmu. Jesteś dobry tylko w tym co ma nastąpić. Ale ten wytrenowany organizm, pozornie bardzo silny, jest kruchy.
I w końcu dzień prawdy. Czy dam radę? Nie ma już pytań.
Since 1994 I have actively participated in triathlons as an amateur. I specialised in preparations for long distance, which I completed for the first and thus far only time in my fifth year of preparations in 1999 in Roth (Germany) with a time of 11:04:28 h. I stress here that in my fifth year of active training, I undertook a challenge of this distance. That is why I am examining Tomek’s effort from this perspective.
From the very beginning, when Tomek asked me for help in carrying out his plan, which was a charity activity, I observed his initial preparations with a large dose of concern and often doubt. The dynamics of his progress within time began to disperse my doubts as to the end result. The bet that I took on the day before the start was on Tomek “breaking” 13 hours. Until the last day before the start, Tomek underwent two and a half months of extreme preparations. Few people realise how it is possible to reconcile work, family commitments and exhausting training taking up 2 to 6 hours a day. And what is worst for the external observer, the families, and most valuable to us triathlon competitors, is the battle with the pain, lassitude, apathy, despondency and finally with the doubt caused by contusions or overtraining. The threats are authentic: collisions and falls on the bike, twisting joints and falls in cross country running, numerous threats on the open water – I once collided with a tyre that was drifting just beneath the water’s surface and my friend got caught up in a poacher’s net – fear can do a lot out in the open water – finally the inevitable overstraining.
Triathlon is a lifestyle and a way of life and Ironman is a hell of a long distance. Nothing before or after is the same. It changes everything about you. From your body to the depths of your soul. It teaches humility and patience, you become a better person. In fair play you battle for your position in this astonishing group of people deriving joy from selfless physical effort. You are helping others. After years you leave this path, making room for newcomers. You pass on your knowledge and motivate the weaker, you encourage novices, together with them you again listen to the swoosh of the bike, the crunch of the path, the splash of the water – you want them to come to love it too.
From the start to the finish line, you will be carried by the strength and power of the kilometres clocked up during training.
The day before the start you feel tension and unrest. Every tiny detail can stop you from reaching your goal. The air conditioning in the car, a small infection, trivial tripping up are all potential threats. The starting condition is a state of imbalance of the organism. You are only good at what is next. But this trained organism, seemingly very strong, is fragile.
And finally the day of reckoning. Will I manage? There are no more questions.
Wchodzisz do wody i nie czujesz zimna. Stajesz w grupie – 3-2-1 ruszasz. Pralka- jeden wielki wir spienionej skotłowanej wody. Nie ma w tym tyglu dobrego sposobu – tylko gaz, jak najszybciej wyjść z ,,pralki” przez pierwsze 200-300m walczysz o przetrwanie. Dystans nie ma znaczenia, musisz złapać rytm, uspokoić oddech, dostrzegasz pierwsza boję, nawrót i znowu ,,pralka” i znowu to samo – „dzida” do mety.
You enter the water and you don’t feel the cold. You stand in a group for 10 seconds. 3, 2, 1 – you’re off. A washing machine – a great vortex of swirling, foamy water. There is no good method here – only to accelerate, and exit the “washing machine” as quickly as possible. For the first 200-300 m you battle to survive. The distance has no meaning, you must catch your rhythm, calm your breathing, you see the first buoy, you turn around, the “washing machine” once again, and more of the same – you “spear” to the end.
Jazda na rowerze to czas dla siebie .Jesteś sam na trasie poza nawrotami gdzie grupki kibiców dopingiem zmuszają cie do mocniejszego obrotu korbą. Po kilku godzinach ,,deptania „w trudnej pozycji rozpoczyna się festiwal bólu. Nic nie jest tak dobre na ból jak kolejny, większy. Drętwieją kark, plecy, ramiona, w końcu i dłonie. Tylko nogi się cieszą, kręcąc swoje koła zakute w kierat karbonowych korb.
The cycling is time to yourself. You are alone on the trail aside from where groups of fans, with their cheering, force you to pedal harder. After a few hours of “stomping” in a difficult position, the festival of pain begins. There is nothing as good for the pain as even worse pain. You lose feeling in the back of your neck, your back, shoulders, arms and finally your hands. Only your legs are happy, turning their wheels.
Bieg na dystansie maratonu (42km 195m) to konkurencja, o której napisano już prawie wszystko. Z perspektywy przebytego dystansu na rowerze, pływanie jest tylko przygrywką i teraz zaczyna się brama do piekieł. Ból jest stały i tylko na początku wygląda na do opanowania, później już niczego nie próbujesz, musisz zaakceptować. Z każdym kolejnym krokiem doznajesz zdumiewających stanów. Od skrajnego wyczerpania gdzie słyszysz już tylko pulsowanie krwi w skroniach, po euforię gdy strumieniem wlewają się endorfiny. W końcówce biegu na ostatnich 2 km gdy kres męki jest na odległość wzroku dostrzegasz granice swoich możliwości. Endorfiny napędzają ostatnie chwiejne kroki przed metą. Fizycznie prawie już nie istniejesz, jesteś tylko tym co w umyśle i duszy.
Koniec meta.
The long-distance marathon run (42 km 195 m) is a race about which nearly everything has been written. From the perspective of the distance travelled by bike, the swim is just a prelude and now the gates to hell are truly opening. The pain is constant and only looks manageable at the beginning, later you stop trying to ease it, you must accept it. With each subsequent step you experience astonishing conditions. From extreme exhaustion, where you can only hear your blood pulsing in your temples, to euphoria when the endorphins pour in like a river. At the end of the run, the final 2 km, when the end of your ordeal is within your eyesight, you notice the limits of your abilities. The endorphins propel your final shaky steps before the goal. Physically you barely even exist anymore, you are but your mind and your soul.
The finish line.
Co powoduje w ludziach, że zadają sobie takie męki? Myślę że oprócz dumy z oczywistego sukcesu ukończenia, to stan ,,nieważkości” jaki towarzyszy przez cały czas. Czas gdzie nie dzwonią telefony, gdzie nie dociera do Ciebie plastikowy świat pozorów. Tu nie ma ważniejszej sprawy jak to, by dotrwać do mety.
Ironman to czas medytacji i rekolekcji.
Wyzwanie jakie podjął Tomasz miało szlachetny cel. Skutkuje realną pomocą ratowania życia ludzkiego – cel wybitny. Cel godny Rycerza i Ironmana.
Gratuluję Tomku.
What inspires people to put themselves through such an ordeal? I think that, aside from the pride in the obvious successful completion, it is the state of “weightlessness” that accompanies you for the entire time. A time when the phone doesn’t ring, when the plastic world of appearances cannot reach you. All that matters here is reaching the finish line.
Ironman is a time of meditation and retreat.
The challenge that Tomasz took on had a noble aim. It resulted in authentic help in saving human lives – a notable goal. A goal worthy of a Knight and an Ironman.
Congratulations Tomek.