Zacznę od cytatu z listu jaki otrzymałem od Tatiany z Warszawy:
„Dzięki, że to robicie. Świadomość, że są ludzie którzy troszczą się o innych i którzy przekraczają swoje różne ograniczenia, wygodnictwo, lenistwo, humor, emocje, przyzwyczajenia, kondycję by pomóc innym daje wiarę, że wszystko, naprawdę wszystko jest możliwe i że warto żyć, próbować, zmieniać się, rosnąć i rozpoczynać od nowa. Że warto znaleźć w sobie siłę, by zawalczyć o samego siebie i o innych. Dziękujemy z całego serca.”
Szpital otrzyma potrzebne środki a my, wielką satysfakcję – jeśli jest tak jak piszę Tatiana, że akcja działa również w tym wymiarze. Dziękuję w imieniu Kasi oraz Ani i Jerzego Donimirskich, którzy ciągną ze mną projekt poświęcając masę swojego czasu.
Let me begin with a quote from a letter I got from Warsaw from Tatiana:
“Thank you for doing this. Knowing that there are people who care about others and who overcome their limitations, their laziness, their moods and emotions, their habits and shape in order to help others, gives me faith that everything, and I mean really everything, is possible, and that it is worth to live, to try, to change, to grow and to start over again. That it worth it to find the strength inside to fight for oneself and for others. Thank you with all my heart.”
The hospital will get the funds it needs, and what we will get is immense satisfaction – as the project seems to work on this level too, as evidenced by Tatiana’s words. I would also like to express my gratitude on behalf of Kasia as well as Ania and Jerzy Donimirski, who have been sacrificing a lot of their time for this project along with me.
Kasia nie chciała, by ją wymieniać w blogach, miałem pełne embargo na zdjęcia, co nie ułatwiało pisania – teraz, za metą chyba mogę więcej? Kasiu dziękuję Ci za te 10 tygodni, za akceptacje braku wakacji, akceptację rozwalonych weekendów, przebudowania mieszkania na salę treningową, pomoc o 5:30 rano w zapasach z budzikiem, ale również tolerowanie moich humorów w końcówce. Towarzyszyłaś na rowerze w treningach biegowych, pilnowałaś diety, pomagałaś w ćwiczeniach rozciągających, robiłaś masaże. Bez Twojego wsparcia, te 24h w Malborku byłyby znacznie trudniejsze. Domyślam się co przeżywałaś gdy w TVN komentowałem w lipcu śmierć triathlonisty, albo gdy słyszałaś dookoła siebie opinię, że to jest niebezpieczne. Milczałaś, gdy straciliśmy na koniec sierpnia kontrakt a wszystko kręciło się wokół startu. Choć jesteś taka delikatna, to jesteś również bardzo silna. Dziękuję.
Świetna, niedzielna relacja Ani i Kasi oraz błyskawicznie tłumaczenie Ani Kruk pozwoliło wielu śledzić wydarzenie. Sam czytając rano, ponownie przeżywałem ten start. Otrzymałem gratulacje, słowa uznania dla naszego teamu – to dla nas ważne. Oczywiście jest też tak, że po dobrej zabawie budzimy się bólem głowy i lżejszym portfelem. Dzisiaj boli mnie wszystko i wiem że łatwiej będzie przypomnieć sobie osoby, które balansując na granicy życia i śmierci zależą w pełni od tych respiratorów, które kupimy. Moja siostra napisała, że minąłem metę ale, że to nie kończy akcji i co …? To wspaniałe – otóż pojawiły się deklaracje darowizn, jest i osoba, która podwyższyła swój zakład. Wy kontynuujecie podczas gdy ja zakończyłem po 10 tygodniach – dzięki wielkie w imieniu fundacji maltańskiej i szpitala.
Kasia didn’t want to be mentioned in the blog entries and I had a total ban on her photos, which didn’t make things easy for me – now that the race is behind us I hope I’m allowed a bit more? Kasia, thank you for those ten weeks and for having accepted no holidays, ruined weekends, rearranging the flat and turning it into a gym. Thanks for your help at 5:30 AM when I wrestled with the alarm clock and for putting up with my moods near the end. You kept me company on your bike when I was training for the run, you monitored my diet, helped me in stretching exercises and gave me massages. Without your support the 24h in Malbork would have been much harder. I can only imagine what you went through when I commented the death of the triathlon participant in July on the television, or when you heard people say that what I was doing was dangerous. You were silent when in the end of August we lost touch and everything revolved around the IM. Even though you’re so delicate, you’re also very strong. Thank you.
The fantastic live coverage provided on Sunday by Kasia and Ania, along with Ania Kruk’s prompt translation, allowed many people to follow the events unfold. I received many congratulations and words of appreciation for our team – this means a lot to us. When I read it this morning, I was taken back to Sunday myself. Often, as we know, a great time we’ve had means waking up the next day with a headache and a lighter wallet. Today I ache all over and I know it will be a reminder of all the people who are suspended between life and death and who depend entirely on the ventilator we will buy. My sister wrote that crossing the finishing line wasn’t the end of the project…And what happened? New contributions appeared and one person raised their bet – this is unbelievable. You keep on going strong while I finished after ten weeks – thank you again on behalf of the foundation and the hospital.
W Malborku noc z soboty na niedzielę była krótka, ktoś nieopodal imprezował, przez godzinę wył alarm, „wielkie nawadnianie” – dzień przed startem pije się dużo, tak by siki były blade – powodowało, że dwa razy sprawdzałem czy są blade, wszystkiego spałem może ok. 2 godzin. Rano po 4tej owsianka z rodzynkami, polana miodem i zielona herbata (działa dłużej niż czarna). Gdy doszedłem na start i zobaczyłem czarną rzekę to zrobiło mi się miękko. Po krótkiej krzątaninie weszliśmy do wody, ale był tłok i brak miejsca na rozruch pływacki. Gdy ruszyliśmy z 3min opóźnieniem, dostałem się w sam środek „pralki”, młócka była okrutna, stąd wielu chowa pasek od okularów pod czepek. Dostałem parę kopów, ktoś mnie pociągnął za nogę – to należy do uroków startu, walka o miejsce przez 500m jest walką wręcz. Bez doświadczenia, ale po Zdzichowej edukacji, wiedziałem, że albo boczkiem, albo na pięści – wybrałem to drugie i po 200m wokół mnie było coraz mniej ludzi.
Saturday night in Malbork was a short one with someone nearby having a loud party and an alarm howling for an hour. On top of that, I went through the “great hydration” – the day before the event one has to drink so much for urine to become pale, and so I kept on checking whether it was indeed pale. With all that I slept for 2 hours tops. At 4 AM I had my oatmeal with raisins and honey with green tea (lasts longer than black). When I got to the starting line and saw the black river, I felt soft in the knees. After a short while we entered the water but it was so crowded that it was hard to warm up. When we set out three minutes late, I found myself in the very centre of the “washer”, there were arms flailing all around – which is why many people tuck their goggles strip under the cap. I got kicked a few times, someone pulled my leg, but this is one of the charms of stetting out. The first 500 m is a fight is a close combat. I have no experience but educated by Zdzichu I knew that it was either swimming on the side or using my fists – I chose the latter and after 200 m there were fewer people around me.
Oczywiście zapłaciłem za to hiperwentylacją, zaparowały okulary, do tego przy pierwszej boi dopłynąłem do zasapanego jak ja faceta, który przeszedł do stylu klasycznego – silny kop prosto w ramię uświadomił mi, że to może być groźne, woda mulista, a do tego szuwary – nic nie było widać na wyciągnięcie ręki. Po 900m ustabilizowałem oddech, zrobiło się luźniej i płynąłem, wiedząc, że ruchy są obszerne, mocne a oddech spokojny. Przemierzałem dystans i nie mając już za wiele do roboty czekałem na wschód słońca znad murów zamku i zmówiłem krótki, ale konkretny pacierz. Dopiero na rowerze uświadomiłem sobie, że popłynąłem poniżej 1h30min. O poranku ( 7:30 ) było dość rześko, ale nie zdecydowałem się ubierać drugiej warstwy na górę, dookoła zawodnicy wkładali specjalistyczne obcisłe wiatrówki, ja miałem tylko trykocik wkładany przez głowę, którego bym nie zdjął przez kask, więc pomny na słowa Zdzicha – po 20 minutach z dużych mięśni buchnie jak z pieca, więc wytrzymasz – pojechałem w body i nie było źle.
This of course led to hyperventilation and my goggles steamed up. At the first buoy I leveled up with a man just as short of breath as me, who had switched to breaststroke. A strong kick right in the shoulder made me realize that this was dangerous: muddy water and reed beds with hardly any visibility. After 900 m I stabilised my breathing, it got less crowded and I swam knowing that my moves were wide and powerful and my breathing was calm. I was doing my distance without much else to do, so I waited for the sunrise over the castle walls and I said a short but concise prayer. At dawn (7:30) it was quite cool, but I decided against putting on another layer on top. Others were putting on specialist tight windbreakers and I only had a simple pull on leotard which I wouldn’t be able to take off with the helmet on, so bearing in mind Zdzichu’s words – after 20 minutes your large muscles will fire up like a stove, so you’ll be ok – I cycled wearing my bodysuit and it wasn’t bad.
Na rozgrzewkę narzuciłem mocne tempo ok. 33km/h i zacząłem drugie śniadanie – galaretki energetyczne, batonik, do tego woda z miodem i cytryną. Słońce wstawało, było pięknie i … szybko. Ostatnia wizyta u Marka Szerszyńskiego w serwisie rowerowym w Sopocie, to również rada na jakich przełożeniach jechać, Zdzichu powiedział, że idealna kadencja dla mnie to 73/min i poszło. Było też zabawnie. W ostatnim dniu przed wyjazdem zamontowaliśmy przystawkę lemonda – ja na takim czymś nigdy nie jeździłem.
To warm up I took on a fairly good speed of ca. 33 km/h and I started munching on my 2nd breakfast: energizing jellies and bar, plus water with honey and lemon. The sun was rising, it was beautiful and.. fast. At the last visit to Marek Szerszyński’s bike repair place in Sopot I learned what gears I should be using. Zdzichu said that the perfect cadence for me was 73 revolutions per minute. There were fun moments too. The last day before leaving we attached a clip-on aerobar, known as Lemonds – I’d never used anything like that.
Pedałuję pierwsze kółko i mija mnie gość, który życzliwie podpowiada, że źle trzymam, bardziej do przodu mniej na nadgarstkach, bo przedramiona siądą. Zweryfikowałem kosztem mocniejszego rozciągnięcia pleców i było lepiej. Maksymalną prędkość którą jechałem to 35,5km/h, ale odpuszczałem, bo to kosztuje, średnia wyszła 29,4 km/h. Bardziej pilnowałem tętna, które wahało się od maks 141ud/min, ale były i fragmenty relaksu 110 ud/min – średnie 131ud/ min i tak miało być. Na każdym kółku coś jadłem i dużo piłem, wiedząc, że to opóźni skurcze, prewencyjnie łyknąłem też koncentrat magnezowy (150km). Na trasie, w połowie mojego czasu, był też wypadek –czołówka dwóch zawodników, dojechałem tam 2 minuty po zdarzeniu, tłumek udzielał pierwszej pomocy, ktoś dzwonił, ktoś reanimował – wyglądało to strasznie, jednego nieszczęśnika odwieźli do szpitala a ja jechałem coraz mocniej skoncentrowany.
In my first loop I was passed by a guy who was kind enough to give me a hint: I was holding the handlebars wrong: more forward and less on your wrists, or your forearms will go bust. I followed the advice and it was better but at the cost of stretching my back even more. The maximum speed I made was 35.5 km/h but I didn’t force it because one pays for it later. The average was 29.4 km/h. I focused on keeping my heart rate in check. It oscillated between the maximum of 141 beats per minute and slower “relaxation” moments with 110 bpm. The average was 131 bmp, as planned. With every loops I ate a bit and drank a lot. Knowing it would delay cramps, I also had a magnesium supplement (at 150 km). There was also an accident, more or less halfway through my time – two cyclists collided head-on. I got there 2 minutes after it happened, a small crowd was busy with CPR, someone on the phone – it looked terrible. One unlucky contestant was taken to hospital and I pushed on more and more focused.
Ostatnie 60km było trudne, zerwał się porywisty wiatr, który w normalnej pozycji hamował do 20km/h, więc praktycznie cały czas trzeba było jechać „na lemondzie” by utrzymać choć 27km/h, do tego zadzierałem głowę do góry, bo utrzymanie prostej linii było bardzo trudne tak ze względu na wiatr, jak i zmęczenie.
The last 60 km were difficult, with strong wind which slowed us down to 20 km/h in the normal position, so I rode leaning on the aerobars practically all the time to keep the speed at some 27 km/h. I had to keep my head up because it was hard to keep moving in a straight line both due to the wind and the tiredness.
Czas dla tych 180km w nieco ponad 6godzin, przy tych warunkach i dwukrotnym sikaniu jest świetnym wynikiem. Piotr dzięki za rower!
The time of just over 6 hours for those 180 km, in those conditions and with two stops to pee, is a great result. Piotr, thank you for the bike!
Wiedziałem, że ta część poszła lepiej od założeń a pływanie zrobiłem bez siłowania, jednak bałem się zejścia z roweru. Kasia (robiąc fotografie!) wołała przypominając, bym w strefie zmian rozciągnął Achillesy. Pamiętałem, ale to bardzo ważne, gdy główny support pamięta detale, to oznacza, dla mnie – pół przytomnego, że będzie pomagała w tych trudniejszych chwilach. Przed biegiem, sznurowanie butów, bananek, łyk nagrzej niestety coli, rozciąganie i wstałem.
I knew this part had gone better than expected and I had swum without forcing it, but still I feared dismounting the bike. While taking photos, Kasia shouted from the distance to remind me to stretch my Achilles tendons in the changing zone. I did remember, but it was very important that she remembered such details. It meant that she would help me in the hard moments, and I was already half-conscious by then. Before the run: tying up the shoes, a banana, a sip of coke (sadly warm), stretching and I got up.
Nogi były moje, więc z nadzieją ruszyłem.
The legs were mine so I set out with high hopes.
Pierwsza z 7 pętli poszła w dobrym czasie, może nawet za szybko, kolejne trzy to niestety walka z bólem, przyplątały się kolki, a do tego nie byłem w stanie wypić isotonica, czy zjeść żelka energetycznego, bo zwróciłbym natychmiast, została tylko woda i świeże pomarańcze, w które wgryzałem się i wysysałem sok, co okazało się dobrą metodą.
The first one of the 7 loops was done at a very good pace, maybe even too fast. The next three ones were a struggle with pain, unfortunately, as I had colics. On top of that I wasn’t able to drink an isotonic drink or have an energizing jelly because I would throw it up at once. So what was left for me was water and fresh oranges which I bit into and sucked out the juice – this proved a good method.
Przebiegnięcie przez strefę turystyczną i krzyżackie kocie łby okazało się perfidnym planem organizatora, nogi wyginały się a ścięgna trzeszczały jak stare parciane paski – to mi odnowiło niezaleczonego po maratonie Achillesa, oberwały też wiązadła w kolanach. Ktoś wywiesił dobry napis na plakacie – żelazo nie klęka – był jak najbardziej a propos. Jakiś ratownik próbował zamrażać mi lewe ścięgno, ale pryskał chlorkiem na skarpetę, jakby się brzydził lekko ją uchylić i dopiero na kolejnym kółku Ola, pomogła zrobić to jak należy.
Crossing the tourist area and the cobbles of the Teutonic Knights turned out to be part of the organiser’s evil plan. My legs would twist and my tendons crackled like old canvas belts – this caused my Achilles contusion from the previous marathon to wake up, as well as my knee ligaments to tear. Someone wrote a good slogan on a poster – iron doesn’t kneel – this was very a propos. Some medical assistant tried to cool down my left tendon but he kept on sprinkling chloride on my sock as if it was too gross so be moved. It was only at the next loop that Ola helped me do it right.
Na 3 i 4 kółku miałem ogromne kryzysy, jeden za drugim – to była moja „ściana”, ale tylko fizyczna, bez zwątpień i cierpień mentalnych. Widziałem Tatę, potem Zdzicha, grupę kibiców ze Szpitala w Barczewie, moje dzieci, które aktywnie pomagały (foto i realizacja drobnych poleceń Kasi), siostrzeńców, przyjaciół – to niesamowicie pomaga.
The 3rd and 4th loops gave me huge crises, one after another. This was my “wall” but it was only physical, with no mental suffering or doubt. I saw my Dad, then I saw Zdzichu, then the group from the Barczewo Hospital. I saw my children, who helped actively (photos and small errands ordered by Kasia), my nephews and friends – this helps a great deal.
W zupełnie odległym miejscu pojawił się Tomek (IILO), który specjalnie przyjechał odjąć mi 28lat -:). Chylo, nawet nie wiesz jakie to było dla mnie ważne, ta krótka konwersacja, łyczek wody, przybita piątka. Ale kryzysy mają swoją siłę, powracają, atakują gdy wszystko wydaje się już dobrze, nie można ich dokładnie przewidzieć, można na nie czekać. Wiesz, że będzie bolało, ale ból to słabości opuszczające nasze ciało – nic więcej. Ja starym sposobem, udałem się po pomoc do Mamy, której z nami już nie ma od 12 lat, a która pozawala bym się potknął ale nie upadł.
At some point I saw Tomek (secondary school nr 2), who had travelled a great distance to come here and make me feel 28 years younger J You don’t even know how important this was for me – this short chat, a sip of water, a high five. But crises have their own power and they return and attack when everything seems alright. They can’t be predicted, one can just wait for them to kick in. You know it will hurt, but pain is weakness leaving the body, nothing more. I used my old method and turned to my Mum, who has been gone for 12 years, and who lets me stumble but won’t let me fall.
Myślami również, krążyłem wokół osób, które nie znam, ale widziałem w szpitalu oraz tych, które znam i wiem, że walczą bardziej niż ja, ale bez rozgłosu – Agnieszka, Ela, Tatiana, Lusia.
Tak, byłem skoncentrowany i bardzo zmotywowany, na piątej pętli postanowiłem policzyć czas i biec regularnym tempem. I jedno i drugie mi nie wychodziło. Po pierwsze nie miałem okularów i źle odczytywałem czas, więc wydawało mi się, że nie złamię 13h. Biegnąc w parku usłyszałem jakieś radio, w którym podali godzinę, zacząłem dodawać od 6:03 pływanie, rower i teraz bieg, ale cały czas coś źle liczyłem. Komputer treningowy miałem włączony od początku roweru, bez pływania, ale naliczanie czasu wyświetlało się małymi cyferkami (duże były tempo i tętno] i w końcu odpuściłem, wiedziałem że będzie 12 kwadransów, a mój wynik jest bez znaczenia dla tego sportu i chyba dla mnie. Na ostatniej pętli działał już efekt przyciągania mety, dodatkowo spotkałem Olę, która mi podpowiedziała, że będzie bardzo dobry czas, chwilę podbiegł ze mną Jarek, dzięki któremu nie zwolniłem na końcu. Ostatnie 200m – postanowiłem się -:) „uczesać”, wyprostować i godnie pojawić na mecie – chyba tylko się pojawiłem .
My thoughts were also with the people I don’t know but whom I had seen in the hospital, and those I know and who I know fight even more than I do, but without publicity: Agnieszka, Ela, Tatiana, Lusia.
Yes, I was focused and highly motivated, and at the 5th loop I decided to calculate the time and run at an even pace. I wasn’t able to do either. Firstly, I had no glasses and I misread the time so I thought it wouldn’t be possible to break 13h. Running through the park I heard some radio give the time. I began counting up starting from 6:03: swimming, cycling and now the run, but all the time I was getting it wrong. My training computer had been running since the start of the bike ride, no swimming, but the display had the time in really small digits (while the pace and the heart rate were large) and so I gave up eventually. I knew it would be 12 quarters of an hour, and my result was irrelevant as far as this discipline is concerned, or even me myself. At the last loop I felt the finishing line pulling effect, I also met Ola who have me heads up on the good result, soon afterwards I had Jarek running along thanks to whom I didn’t slow down at the end. The last 200 m: I decided to “fix my hair”, straighten up and show up at the finishing line looking dignified – I think I only managed to show up.
Za metą radość i ulga.
After the line the joy and relief.
No i w trakcie pisania spłynęły wyniki: Na 177 zgłoszonych do IM zostało sklasyfikowanych 124 startujących, zająłem 72 miejsce, w swojej kat wiekowej M45 byłem 6. Czas łączny 12h23min30sek
Pływanie: 1:24’01” (miejsce total: 81 w pływaniu), ale nawigacja w tym mule i szuwarach nie była łatwa, więc krążyłem i pewnie popłynąłem ponad 4km / strefa zmian 9’26” – tu sobie popasałem za długo/ rower 6:02’38” (miejsce 66 w rowerze), / strefa mian 5’47” – a mnie się wydawało, że krócej / bieg 4:41’20” (miejsce 69 w bieganiu). Biorąc okoliczności wynik jest duży. 10 tygodni temu nie wiedziałem czy zdążę się przygotować. Zakodowany sport sprzed 30 lat trzeba było uruchomić. Ponoć drzemie w nas pamięć mięśniowa, ale pytanie czy po tylu latach nie jest zepsuta, do tego trzeba było zdjąć warstwę tłuszczu i pamiętać, że nie mam 18 lat. Bez przewodnika po triathlonie jakim jest Zdzichu, błądziłbym znacznie dłużej – dziękuję Ci. Dalej to już reżim i konsekwencja, a na starcie koncentracja i silna motywacja – dlatego się udało.
As I am writing this, the official results appear: out of 177 participants in the IM 124 have been classified. I was 72nd, and in my age category M45 I was 6th. Total time 12h23min30sec.
Swimming: 1:24’01” (classified as 81st), but navigating in this mud and reeds wasn’t easy so I moved about and probably went over 4 km / changing zone 9’26” – I grazed on for too long here/ cycling 6:02’38” (classified as 66th), / changing zone 5’47” – and I thought it would have been much less / running 4:41’20” (classified as 69th). Considering the circumstances the result is large. Ten weeks ago I didn’t know if I would make it on time with preparations. I had to re-activate sport which had been encoded into me 30 years before. Apparently there is some sort of muscle memory that’s dormant in us but the question was if it was still good after all these years. On top of that I had to take off the layer of fat and bear in mind I’m not 18. Without a triathlon guide like Zdzichu I would be in the dark for much longer – thank you. It worked thanks to the regime and consistence and on the day: focus and strong motivation.
http://castletriathlon.com/wp-content/uploads/2014/09/wyniki_1na12014.pdf
Wieczorem o 22:00 odbyła się oficjalna dekoracja zwycięzców i Zdzichu wszedł na 1 miejsce w kat. 55lat w ½ IM z czasem 5:23’26” . Pływanie 1,8km 39’53” (101 miejsce wśród wszystkich 185 sklasyfikowanych) [3’31” czas zmiany] rower 90km 2:36’55” (38 miejsce) [2’26” czas zmiany] bieg 2:00’41”(100 miejsce). Zwracam uwagę na średnią na rowerze – prawie 35km/h – to niesamowite.
http://castletriathlon.com/wp-content/uploads/2014/09/wyniki_1na12014.pdf
At 10 in the evening an official award-giving took place and Zdzichu mounted the top in the category M55 in ½ IM with his result of 5:23’26”. 1.8 km swim 39’53” (101st among all 185 classified participants) [3’31” changing time]; 90 km cycling 2:36’55” (38th) [2’26” changing time]; run 2:00’41”(100th). Look at the average speed when cycling: almost 35 km/h – this is amazing.
Poniedziałek, jesteśmy w domu, o 6h20 obudziłem się zgodnie z dotychczasowym rytmem, wanna, rosołek od Cioci Basi i katalogowanie strat – lewe kolano i prawe ścięgno Achillesa, kilka paznokci u stóp – nie jest źle – nigdzie się nie wybieram. Przyszedł sms od Zdzicha – małe pływanko jutro? Zdzichu, może pojutrze.
Są i pytania co dalej. Ostrożnie proponuję tak – blog mógłby funkcjonować, może przejąć rolę tablicy zamiarów i realizacji, w zakresie różnym, np.: odrywam się od komputera, mniej jem, idę na Mt Blanc w intencji, albo mniej pracuje, cokolwiek chcesz zmienić albo osiągnąć – ale według 3 zasad – honorowo, bezkompromisowo i zaczynasz od zaraz. Wiem, że ciężko jest wpisać się publicznie na taką listę, bo może się okazać listą chwały albo też wstydu, przechodziłem przez to. Choć mam świadomość, że nieudana próba nie musi być wstydem – wmawiałem to sobie przed startem.
Czy będzie kontynuacja z mojej strony? Może kiedyś – wówczas dam znać.
Monday morning, we’re at home, I woke up at 6h20 following the current rhythm, bath, broth from Auntie Basia and making a catalogue of injuries: left knee and the right Achilles tendon, a few toenails – but hey, I’m not going anywhere. A text comes from Zdzichu – little swim tomorrow? Zdzichu, maybe the day after tomorrow.
There are also questions: what’s next? My tentative suggestion would be: the blog can continue its existence as a blackboard for plans and projects in various scopes, for example: getting unglued from the computer, eating less, climbing Mount Blanc with an intention, or working less, whatever you want to change or achieve – but in accordance with 3 principles: in a honourable way, no compromising, and starting right now. I know it is difficult to put one’s name on such a list because it can become a list of glory or shame – I know, I’ve been through that. Although I do realize that a failed attempt doesn’t have to mean shame – which I told myself before the start.
Will there be any continuation on my part? Maybe one day – I will surely let you know.
W imieniu fundacji maltańskiej, szpitala w Barczewie dziękuję za włączenie się do akcji i za Waszą hojność. Ja po 10 tygodniach dotarłem na metę, ale możliwość kontynuowania pomocy nadal jest otwarta. Tomek
On behalf of the Maltese Foundation and the Barczewo Hospital I would like to thank you for joining in and for your generosity. After 10 weeks I reached the finishing line, but the possibility to provide help is still open. Tomek
Tomek niesamowity wyczyn. Inspirujące. I piękny opis. Gratuluję, podziwiam charakter i determinację!
pięknie, „ruchy obszerne, oddech spokojny” – wspaniałe,
podziwiam i gratuluję cudownej Kasi, dzięki
joanna (II LO)
Wielkie gratulacje sąsiedzie.
Grażyna i Henryk.
Można uwierzyć że „chcieć to móc”. Dziękuję!
Tomku, raz jeszcze najserdeczniej Ci gratuluje tego niesamowitego wyczynu. Dziękuję za to co zrobiłeś!
Ani i Kasi dziękuję za świetne bieżące informacje
Szacun! Dla Ciebie, dla Ani i wszystkich Cię wspierających – za pomysł, wytrwałość i efekt. Taka akcja to wzbogacenie również dla nas. To my dziękujemy!
Jesteś Wielki !!!
Tomku podziwiam Twój Wielki Wyczyn w szlachetnym celu i godna podziwu postawa .
Tomku,
Podziwiam i gratuluję, piękna akcja
Czas zacny jak cel. Gratuluję
Podziwiam, cieszę się , że są tacy ludzie, dziękuję Olesiowi, że Was tak wychował. Od chwili gdy pokazali Ciebie Tomku na plazy
jak zapwiadasz tę akcję i Twój udział, wspieram Was modlitwą i serdeczna myślą. Pozdrawiam, Anna Gorayska z d. Mycielska